Dieta małego dziecka w okresie jesienno – zimowym oraz w czasie przeziębienia i antybiotykoterapii.
Kolejnym gościem w cyklu ”okiem specjalisty” jest poznańska dietetyk p. Agnieszka Mrówczyńska, specjalistka dietetyki medycyny chińskiej oraz promotorka karmienia piersią. Interesuje i zajmuje się przede wszystkim terapią pożywieniem – czyli dostosowaniem sposobu odżywiania do uwarunkowań indywidualnych, tak by jedzenie przynosiło zdrowie – rozumiane zarówno jako profilaktyka chorób jak i leczenie tych, które już wystąpiły. W swoich działaniach terapeutycznych włącza również ziołolecznictwo.
AAblw: Dla rodziców małych dzieci, okres jesienno-zimowy to czas walki z infekcjami zwłaszcza z przeziębieniem, grypą, zapaleniem oskrzeli itd… Wiadomo, że dieta jestem szczególnie istotna w walce z wirusami, a także może nas choć częściowo uchronić przez nimi. Czy to prawda?
AM: Tak, to co jemy ma olbrzymi wpływ na to, jak funkcjonuje nasz organizm. Powszechnie już wiadomo, że nasza odporność w głównej mierze bierze się z jelit. Bakterie i wirusy zawsze były, są i będą, ale to już od nas zależy jak nasz organizm będzie na nie reagował, czy nasza odporność sobie z nimi poradzi. A nasza odporność, jak już wcześniej wspominałam, zależy w znacznym stopniu od tego co jemy.
AAblw: Dobrze, w takim razie porozmawiajmy najpierw o wieku dziecka. Nas szczególnie interesują 2 -latki, bo właśnie w takim wieku są Ala i Antek, ale nasze czytelniczki to mamy niemowlaków jak i starszaków, chodzących do przedszkola. Może skupmy się na początku na maluszkach. Jak wzmacniać odporność tych najmłodszych dzieci (do ukończenia roku)? A może granica wieku nie istnieje?
AM: U najmłodszych dzieci najważniejszą rolę pełni mleko mamy, to jest podstawa diety do 1 roku życia. Już wiemy, że tzw. rozszerzanie diety rozpoczynamy po ukończeniu 6 miesiąca życia, i że jest to stopniowe i powolne działanie, więc i tak większą część pożywienia stanowi mleko. Rozszerzanie diety to tak naprawdę oswajanie dziecka z pożywieniem innym niż mleko mamy, a konkretnie – z pożywieniem, które jemy my, dorośli. Dlatego bardzo istotne jest, żeby dieta całej rodziny była zdrowa. Jeśli rodzice nie jedzą zdrowych posiłków to prędzej czy później dziecko też nie będzie ich jadło, bo będzie brać przykład z rodziny. Myślę, że lepiej w ten sposób podchodzić do rozszerzania diety niż do przejściowego etapu jedzenie niesmacznych papek, zresztą podobne podejście prezentuje znane nam BLW.
Jeśli chodzi o wiek dziecka – odporność budujemy od samego początku, rozszerzając dietę, podając nowe pokarmy, więc warto od początku zadbać by było to zdrowe, wartościowe pożywienie.
AAblw: Co w takim razie polecasz rodzicom dzieci powyżej pierwszego roku życia?
AM: Polecam przede wszystkim produkty, które są wartościowym pożywieniem, jednocześnie wspomagającym budowanie odporności. Są to naturalne, najlepiej sezonowe produkty, tzw. „całości pokarmowe” – czyli produkty jak najmniej przetworzone. W praktyce takie żywienie oznacza spożywanie jak największej ilość kasz i warzyw. Szczególnie wartościowa jest kasza jaglana, która jest lekkostrawna, bezglutenowa i stanowi idealną propozycję na pierwsze zboże do rozszerzania diety u niemowląt. Dzisiejsza dietetyka często określa zboża jako jedną grupę produktów, do jednego „worka” wrzucając kasze, chleb i makarony. Tymczasem w jedzeniu „najbliższym naturze” istotne jest by zboże, które jemy było jak najmniej przetworzonym i oczyszczonym produktem. Kiedy jednak mówię o zbożach, myślę przede wszystkim o ich gotowanej postaci – czyli kaszach, płatkach, które są o wiele bardziej lekkostrawne niż np. pełnoziarnisty chleb – takiego produktu nie powinno się podawać najmłodszym dzieciom, ponieważ może być za ciężki do strawienia. Nie oznacza to jednak, że dobrą propozycją jest tzw. „lekkostrawne” pieczywo – czyli białe bułki czy inne wypieki na bazie oczyszczonej mąki pszennej. Te produkty niestety nie niosą za sobą żadnej wartości odżywczej, a tylko wypełniają małe brzuszki nie pozostawiając miejsca na wartościowe jedzenie.
Drugim, jeśli nie pierwszym, najważniejszym bohaterem w budowaniu naszego zdrowia, a co za tym idzie odporności – są warzywa. Jesienią i zimą, wybór warzyw sezonowych może wydawać się mały, jednakże warzywa jakie możemy wtedy kupić są idealnie dopasowane do naszych „zimowych” potrzeb – dynia, marchew, pietruszka, pasternak, jarmuż, brukselka, kapusta – są doskonałą bazą do różnych dań – zup, zapiekanek, pasztetów.
Gdy za oknem robi się zimno, w naturalny sposób mamy zwiększoną potrzebę spożywania dań na ciepło, dodawania aromatycznych ziół czy przypraw.
Kolejną wartościową grupą produktów są rośliny strączkowe. Mam jednak wrażenie, że nie cieszą się zbyt dobrą opinią. Ich przygotowanie może się wydawać dość czasochłonne – najpierw trzeba namaczać, potem długo gotować, jednak pamiętajmy, że to wspaniałe źródło białka i wielu składników odżywczych. Pewien kłopot stanowi również trawienie – powszechnie uważa się, że dania z roślin strączkowych są ciężkostrawne. Do ich trawienia organizm musi się przyzwyczaić – dlatego warto je wprowadzać stopniowo, w małych ilościach, na początek wybierając drobne nasiona – np. soczewice lub fasolkę adzuki, która bardzo dobrze się trawi. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że praktykując rozszerzanie diety metodą BLW dałam spróbować mojemu synkowi soczewice, potem cieciorkę w hummusie już w wieku 7 miesięcy i nie miał żadnych problemów z trawieniem. Ciężkostrawność w znacznej mierze zależy od formy przygotowania – w naszej tradycji kulinarnej fasolę często łączy się ze smażoną cebulą, boczkiem czy kiełbasą, a w takim połączeniu trawienie rzeczywiście może być problemem.
Ważnym dodatkiem do naszej diety są też naturalne zioła – majeranek, tymianek, oregano, bazylia czy rozmaryn. Wiele z nich ma działanie przeciwbakteryjne, przeciwwirusowe, przeciwgrzybiczne i przeciwpasożytnicze. W naturalny sposób stymulują i wzmacniają nasza odporność. Często, nawet się nie zastanawiając nad ich cudownymi właściwościami, dodajemy je do dań dla poprawy smaku i trawienia.
Warto też wspomnieć o innym bardzo ważnym składniku naszej diety – kwasach omega 3. Sprawują one szereg ważnych funkcji w naszym organizmie, między innymi od ich odpowiedniej ilości zależy nasza odporność. Ich źródłem są przede wszystkim ryby i nierafinowane oleje roślinne – np. nasz rodzimy olej lniany czy rydzowy. Ich wartości giną w wysokich temperaturach, dlatego najlepiej polewać nimi danie na talerzu – np. kasze czy warzywa.
AAblw: Skoro wiemy już jakie produkty powinny dominować w jesienno-zimowej diecie, dowiedzmy się teraz czego unikać? Jakie są najczęstsze błędy żywieniowe, które niszczą odporność dzieci?
AM: Lista niestety jest długa…
Ogólnie mówiąc najlepiej unikać żywności wysokoprzetworzonej. Kiedy zaczynamy odżywiać się prostym, naturalnym pożywieniem nagle okazuje się, że w normalnym markecie kupujemy tylko jakieś 10% dostępnych produktów…
Na pierwszym miejscu rzeczy, których należy unikać są słodycze. Te dostępne w sklepie zawierają często nie tylko cukier, o którym już wiemy, że niszczy odporność, ale dodawany jest również syrop glukozowo – fruktozowy, czy nawet słodziki. O wszelkich aromatach, barwnikach i innych dodatkach nawet nie ma co wspominać.
Innymi składnikiem, który często gości w kupnych ciasteczkach, herbatnikach itp. są utwardzone oleje roślinne – tzw. tłuszcze trans. Badania pokazują, że są one o wiele większym winowajcą podwyższania złego cholesterolu we krwi niż kwasy nasycone z naturalnych źródeł. Warto pamiętać, że margaryny do pieczenia to właśnie utwardzone tłuszcze roślinne.
Kolejnymi produktami, które niestety są bardzo popularne w dzisiejszej diecie, szczególnie diecie dzieci, są parówki i wędliny. WHO już potwierdza, że przetworzone produkty mięsne są rakotwórcze i szkodliwe, klasyfikując je do te samej grupy, co m.in. papierosy. Niestety często parówki, szyneczki i inne tego typu wyroby mają bardzo „bogaty” skład. Bardzo często pojawia się glutaminian sodu, białko sojowe – najczęściej modyfikowane genetycznie, fosforany i inne szkodliwe produkty, które obciążają nerki i cały organizm, co jest szczególnie niebezpieczne w przypadku małych dzieci. Dużym niebezpieczeństwem jest również to, że produkty te maja bardzo intensywny, słony smak. Gdy delikatne podniebienie dziecka będzie miało częsty kontakt się z tak intensywnym smakiem może potem odrzucać naturalne jedzenie o smaku delikatnym.
Chciałabym też poruszyć temat, który często jest pułapką, jeśli chodzi o dietę dzieci, mianowicie białko. Wiemy, że dzieci rosną i że w związku z tym muszą spożywać białko. Białko to jedno z trzech składników budulcowych znajdujących się w pożywieniu, pozostałe to węglowodany i tłuszcze. Zapotrzebowanie na białko u dziecka to ok. 1,5 g / 1 kg masy ciała, co oznacza, że dziecko ważące 15 kg potrzebuje mniej niż 30 g białka dziennie! To mniej więcej tyle co malutki kawałek mięsa, a przecież białko jest w każdym pokarmie, mięso czy nabiał to po prostu grupa pokarmów bardzo bogatych w białko zwierzęce, a nie zapominajmy o potrzebnym i wartościowym białku roślinnym czyli np. produktach strączkowych. Dlatego nie powinniśmy dać wpędzić się w białkową obsesję, dostarczając dziecku nadmierne ilości białka, „bo rośnie”. Pamiętajmy, że nadmiar białka też jest szkodliwy.
AAblw: Podsumowując, jak mógłby wyglądać przykładowy jadłospis w okresie jesienno – zimowym?
AM: Rano – owsianka z gruszką, drugie śniadanie kasza jaglana z masłem i ziołami (albo kanapka z humusem) , obiad zupa krem z kopru włoskiego (fenkułu) II danie lub kolacja ryż z soczewicą i marchewką, jako przekąska pomiędzy posiłkami , marchewka jabłko czy gruszka, suszone owoce.
Oczywiście warto mieć na uwadze, że to nie jest lek na całe zło i 100% gwarancja, że dziecko nie będzie w ogóle chorować. Wiemy, że również na odporność mają wpływ emocje, stres, warto dbać o regularne spacery w każdej pogodzie. Jednak dbając o zdrową dietę zapewniamy dzieciom dostarczanie niezbędnych składników odżywczych, tak ważnych dla rozwijającego się organizmu.
AAblw; Wiadomo, dobra dieta, dużo ruchu na powietrzu, nie przegrzewanie dziecka, to wszystko ma wpływ na to jak przetrwamy zimę. Jednak dzieci, które uczęszczają do żłobka czy przedszkola bardziej niż te będące z rodzicami w domu narażone są na infekcję. Gdy zauważymy pierwsze oznaki przeziębienia (katar, kaszel, gól gardła), co możemy podac dziecku, by ”przegonić” wirusy?
AM: Dobrą strategię miały nasze babcie – trzeba się wypocić. Gdy zaczyna się katar dobrze jest wypić wodę ze świeżym imbirem. Można też zrobić napar z czarnego bzu, lipy czy jeżówki. Jeśli dziecko ma katar warto też wymoczyć nogi w ciepłej wodzie ze świeżym imbirem lub jałowcem. Przy pierwszych objawach przeziębienia bardzo dobrze sprawdzają się również bańki – takie bezogniowe, z pompką można kupić w wielu aptekach.
Warto również zwrócić uwagę, że gdy dziecko choruje często traci apetyt. To jest naturalny mechanizm obronny, ponieważ organizm skupia się, żeby walczyć z bakterią lub wirusem i nie ma czasu ani siły na trawienie. W medycynie chińskiej mówimy, że wszystkie siły są wtedy kierowane „na powierzchnię” – stąd też tak istotne są działania napotne, aby tę powierzchnię oswobodzić. Jeśli dziecko nie chce jeść, nie należy go zmuszać do jedzenia, ważne żeby piło dużo ciepłych płynów, najlepiej lekkich herbatek ziołowych. Jeśli oferujemy coś do jedzenia powinny to być produkty lekkostrawne – gotowane warzywa, np. w postaci zupy czy kasze (np. jaglana). Nie powinno podawać się mięs, serów czy bogatych w gluten produktów pszennych.
Te wszystkie opisane sposoby sprawdzają się gdy dziecko się przeziębiło – objawami może być podwyższona temperatura, szklane oczy, kichanie czy awersja do zimna, często widzimy zmianę w zachowaniu dziecka.
Czasami zdarza się jednak tak, że dziecko „znikąd” dostaje katar czy mokry kaszel. Początkowo może nie mieć żadnych innych objawów. Bardzo często jest to wzorzec np. po przejedzeniu słodyczami, po jakiejś imprezie rodzinnej. W medycynie chińskiej cukier, pszenica, mleko są uznawane za produkty nawilżające – powinny więc być spożywane w małych ilościach, ponieważ ich nadmiar generuje śluz. Śluz ten jest wręcz namacalny – leci z nosa, czy gardła, często dzieci z nadmiarem śluzu mają przerost migdałków. Ten śluz jest doskonała pożywką dla bakterii. Później może pojawić się gorączka i ostatecznie, gdy pójdziemy z dzieckiem do lekarza dowiadujemy się, że to zapalenie zatok czy oskrzeli. Dziecko dostaje antybiotyk, który wybije bakterie, ale to tylko półśrodek. Żeby usunąć przyczynę, trzeba usunąć (osuszyć) śluz, żeby nie było miejsca dogodnego do rozwoju bakterii.
AAblw: Czy naprawdę należy unikać każdego rodzaju nabiału? A co z białym serem, jogurtem, serem żółtym? Czy dzieci karmione mlekie modyfikowanym na czas infekcji powinny zaprzestać picia?
AM: Tak jak mówiłam mleko, a co za tym idzie – jego przetwory również, są nawilżające. W medycynie ludowej na suchy kaszel czy dobry sen piło się mleko z miodem, właśnie z powodu jego nawilżających właściwości – uspokajały umysł i serce nawilżając je. Z punktu widzenia wiedzy zachodniej wiemy, że mleko jest ciężkostrawne – kazeina i laktoza to składniki, z którymi niejeden organizm nie potrafi sobie poradzić, coraz częściej można spotkać osoby z alergią na mleko i jego przetwory czy nietolerancją laktozy. Organizm sam często daje znać, że coś mu nie służy.
Myślę, że aktualny problem z mlekiem wynika z tego, że spożywa się go za dużo. Rano płatki z mlekiem, potem kanapka z serem i kawa z mlekiem, na przekąskę jogurt a na podwieczorek budyń. Te proporcje zostały trochę zachwiane
Pytasz co z serami, jogurtami. Ja jeśli już używam sera, to wybieram kozi albo owczy, mleko kozie i owcze mają skład bliższy mleku człowieka niż mleko krowie. Proponuję różnorodność i tak jak mówiłam – nabiał, nawet kozi spożywam w małych ilościach. Kiedy w naszej diecie gości mnóstwo warzyw, strączków, kasz i nasion, w naturalny sposób udział produktów mlecznych ogranicza się.
A co do dzieci niekarmionych piersią – mleko modyfikowane jest zamiennikiem mleka mamy koniecznym tylko do 1 roku życia. Potem, wg aktualnego stanowiska EFSA* (2013) nie jest niezbędne do prawidłowego żywienia i nie ma żadnej przewagi nad innymi produktami zawartymi w zdrowej diecie. Pamiętajmy również, że wapń jest zawarty nie tylko w mleku, ale w wielu innych produktach np. w sezamie (pasta – tahina), figach, jarmużu itd. Warto pamiętać, że mleko i jego przetwory są też produktami wysokobiałkowymi, a jak już mówiłam w każdej zdrowej diecie białko stanowi ok. 15%, a jego nadmiar jest szkodliwy.
AAblw: Czasem, mimo że bronimy się przed chorobą, nie udaje nam się jej uniknąć. Lekarz przepisuje antybiotyki, spokojnie dodaje też by podać probiotyk i odsyła nas do domu. Ale my dobrze wiemy, co ten antybiotyk robi z brzuszkiem naszego dziecka… Możesz szerzej opisać nam jakie jest działanie antybiotyków i jakie spustoszenie może siać w jelitach małego dziecka?
AM: Antybiotyk z łac. anti bios czyli przeciw życiu. To taka broń masowego rażenia – zabije wszystko co napotka, a dokładniej wszystkie bakterie. Pamiętajmy, że antybiotyki nie działają na wirusy. Oznacza to, ze zabije te złe bakterie, które namnożyły się w organizmie, ale również te dobre, które na co dzień wykonują dla nas kawał dobrej roboty. Warto przybliżyć jakie zadania wykonują dobre bakterie. Przede wszystkim odpowiadają za trawienie – często więc efektem ubocznym przy antybiotykoterapii może być biegunka lub (później) zaparcie. Dobre bakterie biorą udział w syntezowaniu i wytwarzaniu witaminy z grupy B, m.in. B12, K i H. Oprócz tego, jeśli są w dobrym stanie, wytwarzają bakteriocyny – naturalne antybiotyki, które zabijają różne bakterie, nawet bakterię salmonelli. Jeśli więc nasza flora bakteryjna zostanie mocno przerzedzona, łatwo domyśleć się, że nasz organizm będzie działać znacznie gorzej a nasza odporność będzie bardzo osłabiona. Dlatego bardzo ważne by przy antybiotykoterapii dbać o dobre odżywianie. Natura nie znosi próżni – jeśli dobre bakterie zostaną wybite w ich miejsce bardzo szybko pojawią się inne. Jeśli więc podczas antybiotykoterapii dzieci będą jeść cukier czy produkty zawierające drożdże to bardzo łatwo doprowadzić do przerostu drożdżowców – candida, czy stworzyć podatne środowisko do rozwoju różnych pasożytów. Dlatego tak ważne jest, aby równocześnie z antybiotykiem i przynajmniej kilka tygodni po skończonej antybiotykoterapii spożywać probiotyki – zarówno te w kapsułkach jak i płynne preparaty dostępne w internecie czy sklepach ze zdrową żywnością oraz naturalnie fermentowane produkty, czyli kiszonki, taki jak kiszona kapusta, buraki, ogórki czy sok z kiszonych buraków. Oprócz probiotyków nie zapominajmy o prebiotykach – czyli substancjach, które są pożywieniem dla naszych dobrych bakterii. A gdzie znaleźć prebiotyki? W naturalnej zdrowej diecie pełnej błonnika – z warzyw, kasz i nasion strączkowych. I tak wracamy do początku 🙂
AAbla: Rozumiem zatem, że zakończenie antybiotykoterapii nie jest końcem naszej walki o lepsze zdrowie dziecka tak? Stan zapalny w organizmie został pokonany, jednak teraz czeka nas walka o odbudowanie flory bakteryjnej zniszczonej przez lek. Co radzisz? Jak długo wspierać organizm maluszka po przebytej kuracji?
AM:Tak jak mówiłam, pamiętajmy, że zakończona kuracja antybiotykowa to dopiero zakończona bitwa. Teraz trzeba wziąć się za sprzątanie i odbudowywanie. Odbudowanie odporności poprzez zdrową, naturalną dietę, a sprzątanie, to usuwanie przyczyny – czyli śluzu, innymi słowy słabej odporności , czyli słabych jelit / trawienia. Jeśli nie usuniemy przyczyny, kolejne kuracje antybiotykowe będą tylko leczeniem skutków. Dlatego tak istotne jest zdrowe żywienia na co dzień, a jeszcze ważniejsze podczas i po przebytej kuracji antybiotykowej.
AAblw: Dziękujemy za wyczerpujące odpowiedzi na nasze pytania. Naszym gościem była p. Agnieszka Mrówczyńska. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Naturalnego wzmacniania odporności i zapobiegania infekcjom, Wsparcia żywieniowego w trakcie i po antybiotykoterapii zajrzyjcie na stronę:
KLIK!
.
oraz na fanpage ODŻYWIANIE NATURALNE
na FACEBOOKU
(TUTAJ)
Smakowało? Nie smakowało? Wyszło? Nie wyszło? A może chcesz napisać na inny temat? Podziel się słowem komentarza i zdjeciem.
Komentarze (6)
Karolina
Dodano opinię: 18.01.2016
Dzięki za ten artykuł!!! Mój synek – chociaż karmiony piersią do roku, a nawet dłużej (obecnie ma 22 miesiące) i dobrej diety (przynajmniej mam taką nadzieję) – choruje mimo wszystko. Podłamana jestem, bo to tak, jakby wysiłki rodzica szły w nicość:( Trochę się podbudowałam jednak tym artykułem. Zamierzam jeszcze bardziej przyłozyć się do naszej kuchni:) Choć to trudne, pracując i będąc poza domem po 11 godzin dziennie:(((( Pozdrawiam!
Ania
Dodano opinię: 19.01.2016
Ciekawy wywiad, zawsze warto poznać trochę mniej oczywisty punkt widzenia. Jeśli jednak jest jeszcze szansa na postscriptum, to może warto by było dopytać o kwestię żelaza w diecie maluchów. Zwłaszcza, że wraz z rozszerzaniem diety to jednak mięso, a nie mleko matki, (jednocześnie będąc produktem wysokobiałkowym) staje się podstawowym źródłem tego pierwiastka. Pozdrawiam serdecznie znad Waszej książki:)
Ala’Antkowe BLW
Dodano opinię: 20.01.2016
Wywiad na temat żelaza juz czeka w naszych szkicach gotowy:) Wypatruj niebawem na blogu:)
Ania
Dodano opinię: 20.01.2016
Świetnie, będę czatować!:) P.S. Muffinki bananowe i ciasto marchewkowo-orzechowe okazały się niebezpieczne – mój 20-miesięczny synek nawet przez sen się ich domaga:)
ciekawamama
Dodano opinię: 06.02.2016
Czytam wszędzie o jedzeniu nieprzetworzonym itd…zastanawia mnie czy pracujące mamy i przeciętny rodzic po pierwsze ma codziennie czas na gotowanie tych fantastczynych posiłków, po drugie czy większość polskich rodzin stać na te wszyskie produkty. Umówmy się, że wszystko zdrowe i ekologiczne jest co najmniej dwa razy drpższe od reszty. Nie powiem, że od początku starałam się gotować dla swojego dziecka ale n ie będę ukrywać, że zjadało też gotowe słoiczki np Humana ryż z warzywami i indykiem. Rozumiem słodycze, słodkie napoje i co tam jeszcze ale nie przesadzajmy z tym wszyskim eko i samemu bo to trochę jakby powiedzieć nie krzystajcie z pieluch jednorazowych bo tetrowe o niebo lepsze. Przecież to jedzenie dla dzieci jest poddawane surowym kontrolom.
Ala’Antkowe BLW
Dodano opinię: 11.02.2016
Nie bardzo rozumiemy o czym piszesz. Od zawsze podkreślamy na blogu, że nasze dania są: szybkie, z normalnych produktów dostępnych z Biedrze itd:) Obydwie pracujemy, obydwie gotujemy i żadna z nas nie traci na to 2 godzin dziennie:) Ważne jest dobre planowanie i motywacja, że nie kupujesz np. dotowego sosu do ryżu po chińsku (takie pierwszy z brzegu przykład) tylko gotujesz ryż i sama robisz jakiś sos do tego. O taką przetworzoną żywnośc bynajmniej nam chodzi:)